Artykuły i porady
Szanse i pułapki rynku pracy- komentarz Moniki Bugajewskiej -Tykarskiej Wiceprezes POPON
Według GUS w połowie 2017 r. pracowało 463 tys. osób z niepełnosprawnością. To zaledwie co czwarta osoba w wieku produkcyjnym. Co zrobić, żeby nie bały się one aktywności zawodowej, a pracodawcy – takich pracowników i przepisów związanych z ich zatrudnianiem?
Z prowadzonego przez PFRON Systemu Obsługi Dofinansowań i Refundacji (SODiR) wynika, że coraz więcej osób z niepełnosprawnością pracuje na otwartym rynku pracy. W końcu grudnia 2016 r. zarejestrowanych w SODiR było 258,7 tys. osób – z czego 134,7 tys. zatrudnionych na otwartym rynku (13,1 tys. więcej niż rok wcześniej) i 124 tys. w Zakładach Pracy Chronionej (ZPCh-ach; spadek o 0,4 tys.).
Zatrudnię od zaraz
Andrzej Sadowski, prezydent Centrum im. Adama Smitha, wskazuje, że osobom z niepełnosprawnością coraz łatwiej znaleźć posadę.
- Nie ma branży, która nie poszukiwałaby pracowników, także niepełnosprawnych. Jeżeli ktoś ma kwalifikacje, nawet niewielkie, np. do pracy w ochronie, to nie ma problemów z zatrudnieniem – przekonuje. – Osoby niepełnosprawne często mają bardzo wysokie kwalifikacje i fantastycznie potrafią pracować, nawet przy dużych dysfunkcjach, zwłaszcza w zawodach, w których wykorzystuje się nowoczesne technologie.
- Najniższa od lat stopa bezrobocia powoduje, że pracodawcy coraz częściej decydują się na zatrudnianie osób niepełnosprawnych, lecz napotykają nieprzewidzianą przeszkodę – brak osób przygotowanych i zdecydowanych podjąć pracę – podkreśla Monika Bugajewska-Tykarska, wiceprezes Polskiej Organizacji Pracodawców Osób Niepełnosprawnych (POPON).
Pracujący w Centrum Integracji w Warszawie poruszający się na wózku doradca zawodowy Łukasz Bednarski przyznaje, że praca dla osób z niepełnosprawnością jest – przynajmniej w dużych ośrodkach – ale często za tzw. najniższą krajową, czyli 1459 zł miesięcznie na rękę. Tyle oferują też czasem ZPCh-y. Osobom, które mają wyższe wykształcenie i aspiracje, nie jest łatwo znaleźć dobrze płatną posadę. Rozchwytywani są głównie informatycy, pracownicy kadr i księgowości ze znajomością specjalistycznych programów oraz fachowcy, którzy doskonale sobie radzą na otwartym rynku pracy i na nim mogą liczyć na wyższą pensję.
Rynek otwarty czy chroniony?
Czy mieszany model zatrudnienia osób z niepełnosprawnością – na otwartym i chronionym rynku pracy – się sprawdzą? Według Jakuba Gontarka, eksperta Konfederacji Lewiatan – zdecydowanie tak. Jego zdaniem, trzeba promować model integracji na otwartym rynku pracy, ale ZPCh-y też są potrzebne.
- Otwarty rynek pracy w zdecydowanej większości oferuje jedynie zatrudnienie w czystej postaci, a osobom z niepełnosprawnością potrzebne są także zadania z zakresu rehabilitacji, bez której część z nich nie jest w stanie pracować – podkreśla.
Ekspert Lewiatana wskazuje, że część pracowników po okresie pracy i rehabilitacji w ZPCh-ach ma szansę podjąć zatrudnienie na otwartym rynku pracy. Wiceprezes POPON uważa, że największą wartością obecnego systemu aktywizacji zawodowej osób niepełnosprawnych jest różnorodność form wsparcia.
- Osoba z niepełnosprawnością może wybrać, czy chce pracować w zakładzie pracy chronionej, na otwartym rynku pracy, czy np. korzystać z pomocy trenera pracy. Jeśli czuje się na siłach, może rozpocząć własną działalność gospodarczą i uzyskać pomoc na jej założenie i funkcjonowanie. Szeroka oferta pozwala na wybór najbardziej odpowiedniej formy ze względu na niepełnosprawność, wykształcenie, predyspozycje i oczekiwania.
Zpch-y: za i przeciw
W 2000 r. działało w Polsce 3,7 tys. ZPCh-ów. W połowie 2017 r. już tylko 1052. Zakłady dają pracę 169,2 tys. osobom, w tym 132,8 tys. z niepełnosprawnością. Na każdą z nich – w zależności od stopnia niepełnosprawności i rodzaju schorzeń – przedsiębiorstwo dostaje dofinansowanie z PFRON. Od kwietnia 2014 r. tyle samo otrzymują firmy z otwartego rynku pracy, ale ZPCh-om przysługują dodatkowo m.in. ulgi podatkowe i zwrot kosztów budowy lub rozbudowy zakładu, jeżeli inwestycja jest związana z zatrudnieniem tych osób.
Zdaniem Moniki Bugajewskiej-Tykarskiej, polityka państwa w ostatnim dziesięcioleciu nie sprzyjała ZPCh-om:
- Bardzo tego żałujemy, ponieważ to wartościowe miejsca pracy, gdzie osoby z niepełnosprawnością otrzymują wsparcie z zakresu rehabilitacji leczniczej i społecznej. Pamiętajmy, że ZPCh-ami są także spółdzielnie inwalidów, czyli ważny element sektora ekonomii społecznej.
Jedną z przyczyn fali rezygnacji pracodawców z prowadzenia ZPCh-ów było zrównanie w 2014 r. dofinansowań do wynagrodzeń osób z niepełnosprawnością dla otwartego i chronionego rynku pracy.
Andrzej Sadowski jest krytyczny wobec ZPCh-ów:
- Część tych firm została stworzona tylko po to, żeby wziąć pieniądze, a nie dlatego, że rzeczywiście potrzebują do określonego rodzaju prac osób z niepełnosprawnością. Jedno ze znanych polskich przedsiębiorstw tak zoptymalizowało swój model biznesowy, że nie zatrudnia nikogo, kto nie ma orzeczonego przynajmniej lekkiego stopnia niepełnosprawności. To powoduje fałszywe ukierunkowanie się, bo wartością nie jest efektywna praca niepełnosprawnego pracownika, tylko sam fakt otrzymania na niego dotacji. Znam takie przypadki, że pracownik nie jest w ogóle potrzebny w firmie, nawet nie musi pracować, ważne, żeby kwitował, co trzeba. Jeśli zmienią się przepisy i skala dopłat, ZPCh-y przestaną funkcjonować.
- Patologie zdarzają się w każdym systemie, trzeba je piętnować, ale na wyjątkach nie należy budować reguł – ripostuje Monika Bugajewska-Tykarska. – Przepisy dotyczące dofinansowań do wynagrodzeń są bardzo sformalizowane i rygorystyczne, dlatego bardzo dobrze chronią system przed tego typu praktykami. Pracodawca nigdy nie otrzymuje 100 proc. kosztów płacy, lecz maksymalnie do 75 proc. W ostatnich latach z powodu wzrostu płacy minimalnej dofinansowanie stanowi coraz mniejszą część kosztów płacy. Dlatego, aby ją zbilansować, przedsiębiorcy muszą wypracować pozostałą część i to jest najlepsze zabezpieczenie przed patologiami. Nie można prowadzić działalności na podstawie samego tylko dofinansowania bez realnej działalności gospodarczej.
Jakub Gontarek przyznaje, że nie wszystkie ZPCh-y właściwie spełniają swoją funkcję.
- Konieczność sprostania kryteriom ekonomicznym i konkurencyjności sprawia, że wymagania wobec pracowników są bardzo duże, czasem większe niż na otwartym rynku pracy. Zdarzają się ZPCh-y, w których dochodzi do nadużyć i wykorzystywania osób z niepełnosprawnością – mówi.
Ale nie kwestionuje sensu działania tych zakładów. Jego zdaniem zwiększenie efektywności kontroli i monitorowania ZPCh-ów powinno wyeliminować nieprawidłowości.
Prościej i stabilniej
Co zrobić, żeby powstawało więcej miejsc pracy? Nasi rozmówcy są zgodni: państwo powinno uprościć prawo i nie zmieniać go przy każdej okazji.
- System wsparcia jest skomplikowany i sformalizowany, stwarza dla pracodawców nieustanne ryzyko popełnienia bardzo kosztownych błędów – mówi przedstawicielka POPON. – Dla przedsiębiorców bardzo ważna jest gwarancja, że mogą liczyć na dofinansowania do wynagrodzeń. W przypadku osób ze znacznym lub umiarkowanym stopniem niepełnosprawności dofinasowania są ważnym elementem rekompensaty wyższych kosztów zatrudniania, związanych np. z uprawnieniami pracowniczymi.
- Częste zmiany prawa nie tworzą otoczenia, które sprzyja zatrudnianiu. W obawie przed nieznajomością przepisów firmy często rezygnują z zatrudniania osób z niepełnosprawnościami – dodaje Jakub Gontarek.
- Przepisy dotyczące zatrudnienia osób niepełnosprawnych są „przeskalowane” i dostosowane do ekstremalnych przypadków ludzkich – twierdzi Andrzej Sadowski. – Potrzebne jest obniżenie barier związanych z wymogami dotyczącymi stworzenia miejsca pracy. Bardziej niż brak zachęt przeszkadzają kontrole pod groźbą cofnięcia lub zwrotu dotacji.
Część pracodawców zatrudniających osoby z niepełnosprawnością niepokoi rządowy projekt nowelizacji Ustawy o rehabilitacji zawodowej i społecznej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych z 29 września 2017 r. Zakłada on m.in. zmianę art. 22. Zgodnie z nim firmy, które chcą udzielać ulg we wpłatach na PFRON, będą musiały podnieść z 30 do minimum 50 proc. zatrudnionych pracowników ze znacznym i umiarkowanym stopniem niepełnosprawności oraz schorzeniami specjalnymi (z chorobą psychiczną, niepełnosprawnością intelektualną, całościowymi zaburzeniami rozwojowymi lub epilepsją oraz osób niewidomych).
- Dla wszystkich średnich i dużych firm to niewykonalne – twierdzi Marek Łukomski, prezes Platformy Integracji Osób Niepełnosprawnych (PION).
Firmy, w których pracuje co najmniej 25 osób i które nie zatrudniają 6 proc. osób niepełnosprawnych, płacą kary do PFRON za każdego niezatrudnionego z niepełnosprawnością. Przedsiębiorcy chcący uniknąć opłaty mogą ją zmniejszyć, rozliczając ulgami kupno produktów lub usług od firm mających 30-procentowy wskaźnik zatrudnienia osób ze znacznym stopniem niepełnosprawności oraz ze stopniem umiarkowanym i schorzeniami specjalnymi. Zdaniem rządu, podniesienie tego wskaźnika do 50 proc. zapewni dodatkowe miejsca pracy dla najbardziej poszkodowanych osób z niepełnosprawnością.
Zdaniem PION, skutek wprowadzenia regulacji będzie odwrotny od zamierzonego.
- Nie ma takich usług, które mogłaby wykonywać firma komercyjna zatrudniająca np. 50 proc. chorujących psychicznie i być rentowna – argumentuje.
Według tej organizacji, konieczność zatrudnienia większego odsetka najbardziej poszkodowanych osób niepełnosprawnych przyczyni się do zmniejszenia efektywności firm, co grozi ich upadkiem, a w konsekwencji utratą pracy przez obecnie w nich pracujących. Firm udzielających ulg jest 616, zatrudniają 105,1 tys. osób, w tym 94,1 tys. z niepełnosprawnością, z czego 33,4 tys. ma znaczny i umiarkowany stopień niepełnosprawności oraz schorzenia specjalne.
Szacuje się, że po planowanej nowelizacji już tylko ok. 100 firm będzie mogło udzielać ulg. Zmianę art. 22 zdecydowanie popierają m.in. przedstawiciele Stowarzyszenia Osób Niepełnosprawnych „Podkarpacie”: Ryszard Dzik, prezes, i Marek Stec, pełnomocnik ds. zatrudnienia. Wystosowali – i upublicznili – pismo do Krzysztofa Michałkiewicza, Pełnomocnika Rządu ds. Osób Niepełnosprawnych, w którym zmianę tę nazywają pierwszą od wielu lat prozatrudnieniową, skierowaną wprost w stronę osób z najcięższymi schorzeniami:
„Zdajemy sobie sprawę, iż osiągnięcie ww. 50% wskaźnika przez sprzedawców produkcji lub usług nie będzie łatwe, gdyż osoby ze znacznym lub umiarkowanym stopniem ze schorzeniami specjalnymi, to zarazem osoby z największymi deficytami zdrowia, sprawności lub sił – czytamy w piśmie. – Na ogół mają też niskie wykształcenie i kwalifikacje. Cechują się małą mobilnością i dyspozycyjnością. Częściej i zwykle dłużej chorują w porównaniu do innych pracowników”.
Mają one do tego 7-godzinny czas pracy i dodatkowe przerwy i urlopy, co powoduje, że „mogą nie świadczyć pracy przez 33% swego ogólnego czasu pracy, zachowując przy tym prawo do pełnego wynagrodzenia”. To podnosi koszty zatrudniania, dlatego przedstawiciele SON „Podkarpacie” uważają, że aby zachęcić pracodawców do dalszego korzystania z art. 22, potrzebne są dodatkowe instrumenty wsparcia, m.in. „ułatwienia dla działań pracodawców na rzecz szerokiego wprowadzania wysokich technologii i wiedzy służących lżejszej oraz wydajniejszej pracy osób niepełnosprawnych”.
Dogonić Europę
W połowie 2017 r. wskaźnik zatrudnienia osób z niepełnosprawnością w wieku produkcyjnym w Polsce wynosił 27,2 proc., podczas gdy w państwach Unii Europejskiej sięga średnio 48,7 proc. Jak sprawić, byśmy zbliżyli się do takiego wyniku?
- Decydenci powinni wsłuchiwać się w głos przedsiębiorców – twierdzi Andrzej Sadowski. – Zwykle problem sprowadza się do tego, że trzeba podjąć jakieś decyzje. Do tej pory poza masą konferencji, raportów itp. nie widzę woli zmiany systemu, który nie jest efektywny.
Szef Centrum im. Adama Smitha wskazuje, że można łatwo sprawdzić, które rozwiązania zastosowane w którym kraju najlepiej się sprawdzają.
Eksperci postulują dostosowanie kierunków kształcenia zawodowego osób z niepełnosprawnością do oczekiwań rynku pracy i potrzebę wprowadzenia elastycznych form zatrudnienia, np. na część etatu.
Jakub Gontarek podkreśla potrzebę zmiany systemu orzecznictwa [właśnie trwają intensywne prace zespołu powołanego przez premier Szydło, pod kierownictwem prezes ZUS prof. Gertrudy Uścińskiej, nad reformą polskiego systemu orzecznictwa, wszystkich jego rodzajów: ZUS, KRUS, służb mundurowych – red.].
- Decyzje są często podejmowane automatycznie, bez oceny możliwości i stopnia niepełnosprawności osoby, koncentrują się na defektach i ograniczeniach, zamiast na możliwościach i potencjale – wskazuje. – Stosowane nazewnictwo odstrasza, a w przekonaniu ogromnej rzeszy społeczeństwa, a nawet osób z niepełnosprawnością i ich rodzin, często przekreśla możliwość podjęcia pracy. W orzecznictwie ZUS funkcjonują: „całkowita niezdolność do pracy i samodzielnej egzystencji”, „całkowita niezdolność do pracy”, „częściowa niezdolność do pracy”, „celowość przekwalifikowania”. Żadne z nich nie brzmi zachęcająco. Zdarza się, że słabo przygotowani lekarze medycyny pracy podchodzą nadmiernie ostrożnie i nie zgadzają się na podjęcie pracy przez osoby posiadające zapis o całkowitej niezdolności do pracy.
Andrzej Sadowski jednak twierdzi, że statystyki nie odzwierciedlają rzeczywistości – tak naprawdę aktywnych zawodowo jest więcej niepełnosprawnych Polaków, niż to wynika z oficjalnych danych.
- Wielu żyjących z nędznej renty pracuje bowiem w szarej strefie – wyjaśnia.
Demotywatory
Dlaczego osoby z niepełnosprawnością pracują na czarno albo w ogóle nie szukają pracy?
Integracja zdiagnozowala 10 głównych barier. Na jedną z nich, tzw. pułapkę rentową zwraca uwagę Łukasz Bednarski.
- Osoba na rencie może dorobić, nie tracąc świadczeń, do 70 proc. przeciętnego wynagrodzenia. To 2,9 tys. zł brutto, czyli 2,1 tys. zł na rękę. Każda zarobiona złotówka ponad próg pomniejsza o złotówkę rentę lub powoduje konieczność jej zwrotu. To demotywuje. Po co się starać, skoro, gdy dostanę premię, to przekroczę próg dochodu i odbiorą mi świadczenie? Ludzie pracują więc na czarno albo kombinują, np. biorąc zlecenia na kogoś z rodziny.
Wiele osób korzysta z dofinansowania na sprzęt rehabilitacyjny, przedmioty ortopedyczne i środki pomocnicze. O wsparcie można się starać, gdy dochód na osobę w gospodarstwie domowym nie przekracza 50 proc. przeciętnego wynagrodzenia (czyli ponad 2,1 tys. zł) na osobę lub w przypadku osoby samotnej – 65 proc. średniej krajowej (2,7 tys. zł).
- Żeby przekroczyć te kwoty, wystarczy dostawać najniższą rentę i mieć płacę minimalną. To jak kara za aktywność – jeśli się pracuje, nie dostanie się wsparcia na zakup wózka albo aparatu słuchowego, dofinansowania na pampersy czy cewniki – mówi Łukasz Bednarski.
- Jeżeli ktoś dostaje świadczenie z powodu niepełnosprawności, to nie powinien go tracić dlatego, że pracuje – stwierdza Andrzej Sadowski. – Nie może być tak, że osoba niepełnosprawna boi się, że z powodu aktywności zawodowej stanie przed komisją weryfikacyjną w sprawie renty.
Przepisy a urzędy
Przepisy stawiają takie same wymagania dotyczące zatrudnienia 6 proc. osób z niepełnosprawnością firmom, urzędom państwowym i samorządom. Te, które ich nie spełniają, muszą płacić kary do PFRON. Tymczasem, jak wynika ze sprawozdania szefa służby cywilnej na koniec 2016 r., urzędy zatrudniały 4870 osób z niepełnosprawnościami. To ledwie 4 proc. urzędników.
- Wydaje się prawo, które obciąża przedsiębiorców, a samemu się go nie respektuje. To gigantyczna obłuda – stwierdza Andrzej Sadowski.
- Urzędy nie są firmami prywatnymi, ich budżet pochodzi ze środków publicznych. To sprawia, że uniknięcie wpłat do PFRON nie stanowi motywacji do zatrudniania osób z niepełnosprawnością – zwraca uwagę Jakub Gontarek.
Sytuację ma poprawić plan minister rodziny, pracy i polityki społecznej, który zakłada, że do końca roku w urzędach, policji i Poczcie Polskiej powstanie 5 tys. dodatkowych miejsc pracy dla osób niepełnosprawnych. Czekamy na efekty.
Jak zachęcić do aktywności?
- Problemem są osoby, które pozostają w warsztatach terapii zajęciowej (WTZ-ach) lub domach i nie podjęły jeszcze nigdy zatrudnienia. Co zrobić, aby zachęcić i zmotywować je do aktywności zawodowej? To ważne zadanie na najbliższe lata – wskazuje Monika Bugajewska-Tykarska.
- Martwi mnie mała liczba ludzi, którzy chcą być aktywni. Niektórzy nie pracowali od kilkunastu albo i kilkudziesięciu lat – potwierdza Łukasz Bednarski. – Trafiają się osoby z wyższym wykształceniem, które nie chcą wyściubiać nosa z domu i trudno im wytłumaczyć, że można chcieć. Jest dobrze, jest renta, wózka się nie remontuje, opon się nie wymienia. I one nie złożą wniosku o dofinansowanie do kursu zawodowego.
Niektóre osoby z niepełnosprawnością nie starają się o pracę z powodu lęku. Boją się, że zostaną już na starcie odrzucone jako gorsi kandydaci. Tak ich, niestety, często postrzegają potencjalni pracodawcy.
Jakub Gontarek przyznaje, że są obiektywne ograniczenia pracownika z niepełnosprawnością, np. tempo pracy, trudności adaptacyjne, krótszy czas pracy.
- Ale trzeba pamiętać, że są rekompensowane przez możliwość dofinansowania wynagrodzenia ze środków PFRON, zwolnienie z płacenia składki, środki na przystosowanie stanowiska pracy i zapewnienie oprzyrządowania. Dlatego potrzebne są kampanie informacyjne dla pracodawców, wsparcie i doradztwo organizacji pozarządowych.
Ekspert Lewiatana zwraca uwagę, że są ludzie, którzy nigdy nie zdobędą wyższych kompetencji, np. część osób z niepełnosprawnością intelektualną, ale mogą być świetnie przygotowani do bycia dobrym pracownikiem.
- Aby tak się stało, potrzebują trenera pracy w procesie zatrudnienia wspomaganego – mówi. – Inny problem, to z pewnością obawy wobec osób z niepełnosprawnością dotyczące niektórych rodzajów niepełnosprawności, np. wynikających z chorób psychicznych. Bardzo pomocne są wszelkie kampanie społeczne oraz szkolenia, które pomagają rozwiewać obawy pracodawców – uzupełnia Monika Bugajewska-Tykarska.
Łukasz Bednarski wskazuje, że osobom z niepełnosprawnością może być niekiedy łatwiej na otwartym rynku pracy. Szansą dla nich są zarządzanie różnorodnością i społeczna odpowiedzialność biznesu (CSR).
Patrzmy na możliwości
Piotr Pawłowski, prezes Integracji, komentuje:
„Nie będę rozwodził się na temat przyszłości i tego, co może być – lepiej skupić się na tym, co jest tu i teraz. A obecnie jest tak, że cały system zatrudniania osób z niepełnosprawnością funkcjonuje na podstawie starej ustawy o rehabilitacji. Powstała ponad 20 lat temu i była dotąd regularnie i wielokrotnie nowelizowana. Dopóki nie ma koncepcji stworzenia całkiem nowego aktu prawnego, który będzie porządkował kwestię zatrudnienia, to musimy odnaleźć się w obecnej rzeczywistości. A mamy możliwość podjęcia pracy na otwartym rynku, na rynku chronionym lub w jednej z nowych form, jakimi są np. rozwijające się spółdzielnie socjalne. Każdy, kto chce pracować, może i powinien się w tym odnaleźć.
To, co powiem, może wydać się banalne, ale są dobrze funkcjonujące zakłady pracy chronionej, ale też i beznadziejne. Tak samo jest na otwartym rynku pracy – można trafić do świetnej firmy, która zapewnia możliwość rozwoju pracownikowi z niepełnosprawnością, a można do słabej. Wyzwaniem dla nas jest zachęcenie ogromnej liczby osób z niepełnosprawnością do tego, żeby podjęły pracę. To, moim zdaniem, ogromny, niewykorzystany potencjał, zwłaszcza gdy na rynku brakuje rąk do pracy. Trzeba jednak stworzyć odpowiednie warunki, tak aby osoby z niepełnosprawnością nie straciły przysługującym ich uprawnień.
Według mnie, koncentracja wysiłków powinna pójść w kierunku osób z niepełnosprawnością i stworzenia dla nich systemu zachęt. Tu oczywiście pojawia się pytanie, jak wygenerować na to środki w PFRON. Być może rozwiązaniem byłaby zmiana art. 22 ustawy o rehabilitacji, tak by uporządkować kwestię odpisywania ulg. Pieniądze „odzyskane” w ten sposób mogłyby być przeznaczone na aktywizację zawodową osób z niepełnosprawnością.
Polska jest na dobrej drodze, by dorównać krajom zachodniej Europy. Trzeba tylko odpowiednio wyposażyć osoby z niepełnosprawnością i zlikwidować bariery. Zostawiłbym przy tym osobom z niepełnosprawnością możliwość wyboru. Pracownik, który potrzebuje większego wsparcia, np. rehabilitacyjnego, lepiej odnajdzie się na chronionym rynku pracy. Z kolei ktoś, kto jest bardziej samodzielny, chce i może rywalizować z pełnosprawnymi pracownikami, może wybrać rynek otwarty. Rzecz w tym, by skupić się na potencjale, a nie ograniczeniach.
Sprawniwpracy.pl
Krzysztof Solnica, koordynator serwisu sprawniwpracy.pl, prowadzonego przez Fundację Integracja.
Kandydat szukający ofert zatrudnienia na Sprawniwpracy.pl – innowacyjnym portalu rekrutacyjnym, prowadzonym przez Integrację, na którym spotykają się pracodawcy i kandydaci z niepełnosprawnością – zwykle wybiera stanowisko, a nie rodzaj firmy czy instytucji, do której będzie aplikował.
Doświadczenia doradców zawodowych i redaktorów Sprawniwpracy.pl pokazują, że rynek jest przesycony ofertami dotyczącymi najprostszych prac – w ochronie i przy sprzątaniu. Kandydaci nierzadko rezygnują z aplikowania, widząc jedynie takie propozycje.
Dużym zainteresowaniem cieszą się natomiast oferty pracy dla kierowców, księgowych i menedżerów. Warto odnotować, że na portalu pojawiają się oferty zapewniające nawet 10 tys. zł wynagrodzenia podstawowego. To dobrze wróży na przyszłość.